Kocie sprawki, czyli o uważności

Mam to wyjątkowe szczęście, że… (Wiem, wiem – zaraz ktoś parsknie śmiechem)… zaczynam zajęcia lekcyjne o 7:10.

Choć tak samo, jak wielu z Was, wstaje mi się ciężko, jednak… Cenię ten czas zawieszony w jakimś niebycie, między snem i jawą, ciszą poranka i gwarem dnia, jesienną ciemnością i światłem świtu, surrealistyczną panoramą miasta we mgle i realistyczną ostrością konturów. To subtelne odczucie jest dla mnie lekcją uważności.

Lubię moment, gdy czekamy na otwarcie szkoły, jeszcze senni, milczący lub pomrukujący monosylabami, a między nami miękko wędrują szkolne koty. (Jeśli ktoś nie wie, informuję: Są trzy i raniutko, zanim ręka właścicielki je nakarmi, czyhają na hetmańską porcję głaskania. Są „nasze”, bo nas wybrały). Patrząc na nadzwyczajne kocie skupienie – gdy najpierw wytrwale czekają na pojawienie się kogokolwiek (Swoją drogą, czy można sobie wyobrazić lepszy system monitoringu niż koci cerber?), a potem w zapamiętaniu łaszą się do nóg – myślę sobie wtedy, że takiej uważności powinniśmy się od nich uczyć.

Dzisiaj, we wtorkowy poranek, gdy stałam się po raz kolejny uczestnikiem misterium głaskania, kocie sprawki przypomniały mi niedawno zasłyszaną opowieść:

Uczniowie przyszli do Mistrza z pytaniem: „Mistrzu, jak to robisz, że jesteś taki spokojny i wydajesz się naprawdę szczęśliwy?”. Nauczyciel odpowiedział: „To proste. Gdy siedzę, to siedzę. Gdy stoję, to stoję. Gdy modlę się, to się modlę. Wy, gdy siedzicie, to już wstajecie. Gdy wstajecie, to już jesteście w drodze. Gdy się modlicie, wasza myśl biegnie ku milionom innych spraw”.

Hetmańskim nocnym markom i porannym skowronkom życzę efektów w pracy nad uważnością. Może pierwszym krokiem będzie czułe pochylenie się nad przymilnym kocim łebkiem?(rd)