Nasi w Krakowie i jego okolicach
Uczniowie klas 3efg nie chcieli nawet dopuścić do siebie myśli o ustępowaniu innym klasom w ekscytujących wyjazdach. Dlatego, pełni energii (mimo wczesnej pory wyjazdu), wybrali się na budującą więzi wycieczkę w rejon Małopolski.
Dzień pierwszy – w grodzie Kraka
Pierwszym punktem programu było odwiedzenie 700-letniej kopalni soli w Wieliczce. Uczestnicy zwiedzili korytarze rozlokowane na 3 różnych poziomach i dostali się na głębokość aż 135 metrów pod ziemią. Być może Hetmaniacy nie byli w stanie przemierzyć całych 250 km korytarzy, ale zobaczyli takie miejsca jak: Kaplica św. Kingi oraz Komory Mikołaja Kopernika i Kazimierza Wielkiego. Poznali również niesamowitą legendę o św. Kindze – patronce górników soli.
Po naładowaniu akumulatorów podczas przerwy obiadowej w Galerii Kazimierz, przyszła pora na dalsze zwiedzanie. Hetmaniacy dogłębnie zwiedzili żydowską dzielnicę dawnego miasta Kazimierza Wielkiego. Kazimierz, bo o nim mowa, był niegdyś wyspą, której ¼ mieszkańców stanowili Żydzi. Dziedzictwo, które po sobie zostawili, możemy oglądać po dziś dzień, nawet mimo zniszczeń z czasów II Wojny Światowej. Uczniowie mieli okazję zajrzeć do środka Synagogi Mojżesza i Serlesa Remu, odwiedzić stary żydowski cmentarz czy zobaczyć tzw. filmową dzielnicę Kazimierza.
Na koniec dnia uczniowie udali się na seans filmowy. Niezależnie od wyboru filmu (a do wyboru były 2 filmy – „Mistrza” oraz „Dom nocny”), seans można było uznać za całkiem udany.
Po przyjeździe do akademika „Babilon” uczniowie udali się na odpoczynek. Być może Hetmaniacy nie poszli spać przed północą, ale za to w swoim towarzystwie budowali relacje przy grach planszowych i rozmowach. Tak też minął pierwszy dzień wycieczki klas 3. (Karolina B., 3f)
Dzień drugi – szlakiem tych, którzy odeszli
Drugiego dnia wycieczki, po śniadaniu oraz wymeldowaniu się z „Babilonu”, skierowaliśmy się w stronę Oświęcimia. Po przejściu przez dezynfekcję oraz bramki niczym na lotnisku zostaliśmy podzieleni na dwie grupy.
Przejście pod słynnym napisem „Arbeit macht frei” rozpoczęło nasze zwiedzanie „fabryki śmierci”.
W pierwszej kolejności zapoznaliśmy się z przerażającymi statystykami, przedstawiającymi ogrom cierpień, przeżywanych w tym miejscu. Były to jednak tylko liczby, które nie pobudzały wyobraźni zbyt wielu osób. Trudno sobie bowiem wyobrazić liczbę dziesięciu tysięcy ludzi zebranych w jednym miejscu. To z tego powodu następny budynek wstrząsnął nami zdecydowanie bardziej. Znajdowały się w nim bowiem rzeczy osobiste, które zostały odebrane więźniom. Stosy okularów, garnków, walizek, a także… włosów. Jak również stosy butów, tak małych, jak wielkich, na obcasie czy płaskiej podeszwie. Dopiero widok rzeczy ukochanych, teraz zamkniętych za szklaną gablotą, pozwala uświadomić sobie ogrom tej tragedii.
Widzieliśmy miejsce śmierci niewinnych ludzi, staliśmy tam, gdzie oni konali. Pomimo pięknej i słonecznej pogody, nie mogliśmy się odpędzić od przeszywającego zimna.
Wysłuchaliśmy także historii brawurowych ucieczek z Auschwitz. Historie, które sprawiały radość, dopóki nie dowiedzieliśmy się, że współwięźniów uciekinierów, skazywano na okrutną śmierć. To w taki sposób, poprzez zastosowanie kary odpowiedzialności grupowej, zginął franciszkanin Maksymilian Kolbe.
Druga część zwiedzania miała miejsce w Brzezince. To tam na stacji zatrzymywały się wagony bydlęce, wypełnione po brzegi ludźmi. Nie było w nich miejsca, aby nawet usiąść, a przy otwarciu wagonów pierwszym, co wydostawało się na zewnątrz, były zwłoki tych, którzy nie przeżyli podróży.
To w tamtym miejscu dokonywano selekcji przyjezdnych. W przeciągu sekund decydowano o życiu i śmierci nieświadomych niczego ludzi, którzy przekonani byli, iż na miejscu czeka ich prysznic oraz ciepły posiłek.
Mieliśmy również okazję zobaczyć baraki damskiej części obozu w Brzezince, gdzie panowały warunki jeszcze gorsze niż w Oświęcimiu, po czym wróciliśmy do autobusu. Do Tarnobrzega wróciliśmy dopiero o godzinie 21.
Była to zdecydowanie wycieczka, której żadne z nas jeszcze długo nie zapomni. (Jagoda G., 3g)