Jak bronić się przed chandrą?
„Wspomnienia ogrzewają człowieka od środka” – napisał w którejś z powieści Haruki Murakami. Trudno się z tym nie zgodzić, dlatego też na zakończenie spowitego we mgły, pierwszego listopadowego tygodnia postanowiliśmy z klasami maturalnymi ogrzać się przy ogniu wspomnień. Krótkie hasło: KRASNOBRÓD 2020 – wrzucone na grupy na Messengerze. I co? Fantastyczny efekt!
Zebraliśmy w ekspresowym tempie wiele mądrych, zabawnych, wariackich, słonecznie rozgrzewających skojarzeń z tegorocznym obozem naukowym w Krasnobrodzie (2 – 5 września). Poszły w ruch również albumy ze zdjęciami, stąd też światło dzienne zobaczyły niektóre szalone fotki. I tak jakoś od razu zrobiło się radośniej, wakacyjnie, bliżej siebie – mimo nauki zdalnej.
„Ech, co to był za czas!” – wzdychał niejeden. Nawet ci, których w życiu nie podejrzewałabym, że mogą obudzić w sobie narracyjny kunszt godny pióra Marcela Prousta, z rozmarzeniem deliberowali nad „smacznymi, że szok” naleśnikami serwowanymi w stołówce. Również stanie w „ogonku” po śniadanko, obiadek lub kolacyjkę okazało się pyszną atrakcją. Cudowne były rozmowy i „śmieszkowanie” w pokojach przy kawie i herbatce, także ten czas spędzony przy ognisku, gdy odbywała się integracja z „pierwszakami” (Tu – oczywiście – trzecioklasiści musieli rozwinąć swój talent do konfabulacji i roztaczać przed oczyma nowicjuszy scenariusze jak z dreszczowców, by skwitować swe opowieści: „My daliśmy radę, wy też może sobie poradzicie”). Mimo dnia wypełnionego atrakcjami: „nauką pod namiotem”, „najlepszymi lekcjami w życiu”, „egzekwowaniem rzutnika”, „nauką i dobrą zabawą”, spacerami i „porannymi treningami nad zalewem”, „emocjonującymi meczami siatkarskimi i piłki nożnej” – trudno było zasnąć, bo tyle trzeba było nadrobić we wspólnie spędzanym czasie po okresie izolacji. Nic dziwnego, że po intensywnej nauce do późna, oglądało się i komentowało telewizyjny Top Model, a po zgaszeniu światła i haśle: „Idziemy spać!”, okazywało się, że można gadać jeszcze co najmniej przez godzinę…
A następnego dnia… Rodziły się pomysły na łączenie kariery naukowej z tą w modelingu, stąd szereg sesji: joga w wodzie, bokser w akcji, rolnik przy traktorze, zlot pszczół w Pszczelińcu lub jaskółek na balkonie… Wtedy nawet „lodowaty prysznic” nic nie pomagał, ponieważ ciężko było powrócić na naukową niwę, gdy np. budowało się nocną monarchię z piasku pod dyktando muzyki serwowanej przez Pana Wolskiego! Ileż wzruszeń i poetyckiej tkliwości wywoływały również przyjazdy i odjazdy nauczycieli. Wielu zapamiętało „machanie za odjeżdżającym w stronę zachodzącego słońca Panem Kobylskim”, a także „Panem Kierzkowskim, który pojechał myśleć całą noc nad zadaniami” dla swoich uczniów.
Wszyscy dodawali, że dobrze powspominać „pracę zespołową i ponowne wspólne, szkolne spędzanie czasu”, których wszystkim tak bardzo brakowało. I tak od razu zrobiło się słoneczniej, najpierw w sercu, a na weekendzie to nawet aura się uśmiechnęła do nas, szafując listopadowym złotem.