Harcerze dla Ukrainy
Tarnobrzescy harcerze z 6 TDH „Knieja” wraz z drużyną „Wrzosowisko” od wtorku do czwartku przebywali w Przemyślu, pomagając uchodźcom z Ukrainy. W tej grupie, reprezentowanej przez młodych z większości szkół średnich naszego miasta, znalazła się trójka uczniów „Hetmana”: Alicja Błachowicz, Emilia Roman i Aleksander Harnik. Poniżej zamieszczamy poruszającą relację Aleksandra Harnika z tej wyprawy:
„Nie umiem opisać tego, co miałem okazję doświadczyć przez ostatnie dni. Wczoraj w nocy wróciłem z Przemyśla. Sytuacje, które tam zobaczyłem, w których miałem okazję uczestniczyć, zostaną ze mną na zawsze… Wojna w XXI wieku jeszcze niedawno wydała się niemożliwa, a jednak jeden człowiek zmienił życie milionów.
W przeciągu kilku dni zrozumiałem, co tak naprawdę jest najważniejsze w życiu. Nagle słowa pod tytułem „rodzina”, „wolność” czy „pokój” z ideałów stały się czymś namacalnym.
Jadąc z pomocą, liczyłem się, że snu nie będzie wiele, że zobaczę rzeczy, które nigdy nie powinny się wydarzyć, zobaczę ludzi, którzy z dnia na dzień stracili wszystko. Bałem się tego wyjazdu, dzisiaj rozumiem czemu. Telewizja pokazuje wojnę jakby to była tragedia budynków, największą jednak traumę przeżywają ludzie. Ludzie, którzy jeszcze 10 dni temu żyli tak samo jak my… zostali oni pozbawieni wszystkiego nawet czegoś tak prozaicznego jak bezpieczeństwo.
Najwięcej czasu spędziłem na magazynie w sortowni. Tam zauważyłem, że słowa pod tytułem ,,Granica jest dobrze zaopatrzona” to bzdura. Cały czas przyjeżdżały transporty. Były godziny, w których było tam tyle pracy, że jedyną rzeczą, o jakiej marzyłem, była chwila odpoczynku, jednak w momencie, w którym przyjechał bus z dwoma Ukrainkami, jadący do Lwowa, harcerze oraz ochotnicy z samego Przemyśla załadowali tam tyle rzeczy, że magazyn ,,opustoszał”. Dziękując nam, kobiety miały łzy w oczach, a sytuacja pokazała, jak potrzebna im jest przynajmniej myśl, że mają do kogo zwrócić się o pomoc. Zdarzało się, że przyjeżdżał transport z ogromem kartonów pieluch, strzykawek, szamponów. W tamtym momencie wydawało mi się, że wystarczy to na parę dni, po chwili jednak przyjechał pusty 60-osobowy autobus wycieczkowy, do którego załadowaliśmy cały poprzedni transport oraz wiele, wiele innych dla nas prozaicznych rzeczy.
Najcięższym jednak przeżyciem była zaledwie sześciogodzinna służba na dworcu. Już od samego momentu wejścia uderzyła mnie świadomość liczebności ludzi tam przyjeżdżających. Wchodząc tam i widząc całe to zamieszanie, nogi się pode mną ugięły, nie wiedziałem, co zrobić, co jest właściwe w takiej sytuacji. Idąc przez piękny dworzec, w każdym miejscu widziałem śpiących ludzi, ludzi, którzy miesiąc temu nie wyobrażali sobie, że tak potoczy się ich życie, ludzi, którzy uciekają z kraju, licząc, że gdzieś indziej będzie dane im zaznać normalności. Widziałem tam dramaty rodzin, które musiały zostawić męża, syna, ojca w swoim rodzinnym kraju, a same zostały zmuszone do ucieczki. Małe dzieci nieświadome, co się właściwie wokół nich dzieje, a jednak przerażone. Właśnie ten strach u najmłodszych był najbardziej dojmujący, choć częściowym lekarstwem na niego była zabawka. Właśnie takie rzeczy jak zabawki, pluszaki, resoraki pomagają im na chwilę zapomnieć o tym, co się dookoła nich dzieje. W takiej sytuacji człowiek zapomina o barierach językowych, o tym, że może przekręcić słowo po angielsku, czy zostać źle zrozumianym, liczy się tylko pomoc drugiej osobie. Ludziom, którzy zmuszeni są prosić o jedzenie, schronienie czy nawet ubrania.
Siedząc na dworcu, widziałem przynajmniej kilka telewizji nagrywających tam materiał, pokazywali oni jednak głównie osoby o innym kolorze skóry. Nie pokazali pokoi po brzegi wypełnionych matkami i małymi dziećmi, sal pełnych łóżek, woleli oni pokazać sale pełne ludzi śpiących na podłodze. Narracja telewizyjna jest układana wyłącznie pod ,,klikalny” materiał i pokazuje ona zaledwie część prawdy. To, jak to wygląda, trzeba zobaczyć samemu. Siedząc tam, zdarzyła mi się sytuacja, kiedy to przyjechał pociąg, z którego wysiadło 1500 zdezorientowanych osób, które nie miały ze sobą praktycznie nic. Rodzin zalewających się łzami. Matek z dziećmi, chcących choć chwilę odpocząć… Wtedy wszyscy wolontariusze stawali na głowie, aby pomóc im, jak tylko się da. Uciekały osoby zarówno młode, stare, chore, uciekli wszyscy. Wszyscy, którzy mieli nadzieję, że gdzieś indziej będzie bezpieczniej. Wszyscy, którzy marzyli o normalności dla swoich, dzieci, wnuków, przyjaciół…
Dziękuję harcerzom, dzięki którym miałem okazję zobaczyć, jak ważna jest nasza służba. Janek Kamil Antończyk, Daria Pawełczyk, Julia Wolak, Julia Komada, Julia Kuraś, Ada Trojanowska, Emilia Roman, Emilia Malik, Gabriel Radzimowski, Kacper Dybus, Mikołaj Mortka, Dominika Bulwa, Alicja Błachowicz, Amelia Wójcik – bez Was ten wyjazd nigdy by się nie odbył, bez was nie dałbym rady. Michał Harnik jesteś najlepszy na świecie bez ciebie byłoby dużo trudniej!” (Aleksander Harnik, 6TDH)